|
Grinajs |
Wysłany: Pon 17:44, 26 Cze 2006 Temat postu: Polska/Niemcy |
|
W rodzinie Kowalskich dzisiaj wielkie święto. Cała rodzina chodzi podekscytowana od rana. Mama Kowalskich, Tata Kowalskich, Córka Kowalskich i Syn Kowalskich. Nawet pies Kowalskich jest jakiś niespokojny: Pałęta się po domu bez celu i co jakiś czas siada przed telewizorem, wpatrując się w pusty ekran. DZISIAJ MECZ! POLSKA : NIEMCY!!!
Z samego rana mama Kowalskich pojechała do pobliskiego hipermarketu (Tesco - dla Ciebie, dla rodziny!) na zakupy. Na jej liście potrzebnych produktów widniały:
Popcorn, chipsy, piwo, sok pomarańczowy z kawałkami owoców, zozole, piwo, chleb, masło, piwo, zielona herbata, piwo, mleko, lakier do włosów i piwo.
Mama Kowalska ruszyła w walkę z motłochem, pomagając sobie dużym wózkiem wypożyczonym za całą polską złotówkę.
- Mamo, jestem głodny! – umorusane dziecko w podartym ubraniu krzyknęło przeciągle.
- Już, dziecko, zaraz, ukroję ci kawałek chleba. – odparła siwiejąca kobieta, uwijająca się w kuchni.
Po chwili zaniosła chłopczykowi pajdę pieczywa i wręczyła ją uradowanemu dziecku. Usiadła przy nim i głaskała go po głowie, gdy ten pochłaniał posiłek w oszałamiającym tempie. Kiedy skończył, spojrzał na swą matkę i zapytał;
- Mamo, czy to się kiedyś skończy?
Nie uzyskał jednak odpowiedzi, gdyż w tym samym momencie oboje usłyszeli świst i przerażający hałas. Po chwili ogłuszył ich straszliwy łomot. Matka złapała syna w ramiona i próbowała uciekać. Nie zdążyła. Bomba trafiła akurat w ich dom. Teraz pozostała z niego tylko kupa gruzu.
Tata Kowalskich, na pół godziny przed meczem zajrzał do lodówki. Oczy mu się zaświeciły. Począł z mozołem wyjmować wszystkie butelki piwa na blat kredensu. Ustawił je w rzędzie i przyjrzał im się z lubością. Przeniósł je do pokoju i postawił na ławie. Nadal zerkając na nie co jakiś czas zasiadł w fotelu i krzyknął do żony:
- Zośka, szykuj żarcie! Mecz się zaczyna za piętnaście minut!
Mama Kowalska ruszyła do kuchni i przygotowała stos kanapek, do misek wsypała popcorn i chipsy, sok pomarańczowy z kawałkami owoców oraz mleko wlała do dzbanków.
Obładowana jedzeniem weszła do pokoju i ustawiła wszystkie produkty obok piw.
- Martaaaaa, Grzesieeek! Na dół! Mecz się zaczyna! – mama Kowalska zawoła małych Kowalskich.
Po chwili dwoje nastolatków zbiegło po schodach. Młoda Kowalska reprezentowała sobą delikatną, dziewczęca urodę. Niebieskie oczy i blond loczki dodawały jej twarzy subtelności. Do tego szczupła i zgrabna figura sprawiały, że amanci nie dawali jej chwili wytchnienia.
Natomiast Młody Kowalski był rosłym osiłkiem ze sporym bicepsem. Jedną ręką potrafił zdziałać tyle, co niektórzy robią z ogromnym wysiłkiem obiema rękami. Lata pracy na siłowni w połączeniu ze sterydami dały efekty.
Marta z gracją usiadła na fotelu, założyła nogę na nogę i poprawiła z nonszalancją pasmo włosów opadające na czoło. Grzesiek opadł ciężko na kanapę, przeskakując przez oparcie. Rozparł się między ojcem i matką.
Pięć minut do meczu…
- Ruszać się! – wrzasnął postawny mężczyzna w mundurze i zamachnął się na zapłakaną kobietę wchodzącą do pociągu. – Ruszać się, gnidy, nie będziemy tolerować takiego zachowania!
Przestraszona kobieta przycisnęła mocniej do siebie niewielki pakunek i spojrzała zalęknionym wzrokiem na Niemca. Wgramoliła się niezdarnie do pociągu i zajęła najbliższe wolne miejsce.
Obok siedział jakiś siwowłosy staruszek. Czytał gazetę, nie wyglądał jednak na zaciekawionego jej treścią. Przewracał od niechcenia kartki czasopisma i prychał co jakiś czas.
- Jeszcze pokażemy tym szwabom, gdzie jest ich miejsce. – wymruczał i podniósł wzrok znad gazety. Spojrzał na kobietę, która z uporem wpatrywała się w swe zaciśnięte pięści.
- Co pani taka przestraszona? Niemców się pani boi? To śmiecie są! Jeszcze zobaczą, na co stać Polaków! – staruszek mówił coraz głośniej, nie zważając na ludzi i żołnierzy przechodzących przez przedział. – Myślą, że tacy wielcy i wspaniali! Gówno prawda! Zobaczy pani, że tak szybko, jak te szwaby wpełzły do naszego kraju, tak szybko z niej wypełzną!
Teraz już nie tylko kobieta przysłuchiwała się przemowie staruszka, inni ludzie również z zaciekawieniem spoglądali na mężczyznę. Bił od niego taki spokój i przekonanie o zwycięstwie. Jego nastrój udzielał się reszcie podróżnych.
Staruszek zaabsorbowany swoją przemową nie zauważył Niemca, który od dłuższego czasu stał w drzwiach przedziału.
- Obywatelu! – powiedział po chwili doniosłym głosem. – Pójdzie pan ze mną.
Starzec spojrzał z pogardą na żołnierza i splunął mu pod nogi.
- Pewno, że pójdę! Co bym miał nie iść! Ja się Niemców nie boję, ja nimi gardzę!
Wściekły mundurowy złapał za ramię Polaka i popchnął w stronę wyjścia.
- Nie będzie mi tu takie ścierwo głosu na mnie podnosiło. – powiedział na tyle głośno, żeby wszyscy słyszeli, Niemiec i wyprowadził wykrzykującego coraz to nowe hasła starca.
Ludzie w przedziale wymienili spojrzenia.
Gruby mężczyzna siedzący przy oknie poklepał się po brzuchu i rzekł:
- Ma chłop rację.
Ich uszu dobiegały okrzyki starca:
- Precz z Polski! Nie macie prawa stąpać to naszej ziemi! Wy gnidy pieprzone!
Nagle padł strzał. Przestraszeni pasażerowie nie mieli odwagi wyjrzeć przez okno. Nikt się nie poruszył. Jednak w ich głowach nadal dźwięczały słowa siwowłosego starca: „Jeszcze zobaczą na co stać Polaków.”
Podniecony komentator wymieniał nazwiska zawodników wbiegających na boisko. Żewłakow, Żurawski, Jop, Smolarek, Jeleń, Baszczyński, Lewandowski, Bąk, Krzynówek, Radomski, Boruc… Mężczyźni wbiegali na boisko i ustawiali się w szeregu. Przez chwilę na ekranie telewizora pojawiła się skupiona twarz Pawła Janasa. Zabrzmiał hymn Polski. Wyprostowani dumnie młodzieńcy śpiewali z ręką na piersi, lub zaciskali usta ze skupioną miną. Gwizdek sędziego. Mecz rozpoczęty.
- Zośka, podgłoś no! – powiedział ze zniecierpliwieniem w głosie Kowalski i wlepił wzrok w ekran. Posłuszna żona podgłosiła o kilka tonów telewizor i podała mężowi piwo.
Mecz zaczął się od serii autów. W głosie komentatorów słychać było niebywałe rozochocenie. „Jeleń, dobre przyjęcie, długa piłka w poszukiwaniu Smolarka”.
Marta i Grzegorz zaprzestali kłótni o sok i również wpatrzyli się w ekran. Kowalska zastygła z chipsem przy ustach. „Piłkę odebrał Bąk, który się poślizgnął No nie wiem co z tym obuwiem, to już drugi raz.” – mówił jeden z komentatorów.
- A bo to nakupują tych Pumów, czy Adidasów i myślą, że co, że toto dobre jest. – mruknął Kowalski i pociągnął długi łyk piwa.
- Marek, ty się nie znasz. W tym wszyscy grają! – odparła oburzona Kowalska i wreszcie zjadła chipsa.
Pierwszy rzut rożny Polaków. Zawodnik wymierzył mocno w piłkę, lecz nasi chłopcy nie odebrali jej odpowiednio. Mecz toczył się dalej.
Ulice po dwudziestej drugiej pustoszały. Tylko nieliczni byli na tyle odważni, by wyjść z domu. Godzina policyjna obowiązywała i musiano się naprawdę starać, by pozostać niezauważonym.
W pewnej starej kamienicy odbywało się zebranie, dlatego wielu ludzi kierowało się właśnie tam.
Część uczestników znajdowała się już w środku, czekano na ostatnich niedobitków.
Kiedy wszyscy już dotarli na spotkanie, a drzwi były zamknięte na klucz, wstał mężczyzna w koszuli w kratkę i podniszczonych spodniach w kant.
- Witam was wszystkich serdecznie. – rozpoczął przemowę i spojrzał po twarzach zgromadzonych. – W naszym kraju nie dzieje się ostatnio zbyt dobrze. Niemcy panosza się coraz bardziej, należałoby coś z tym zrobić.
Zebrani przysłuchiwali się mężczyźnie i kiwali głowami. Ktoś krzyknął:
- Dopieprzyć im tak, żeby nie wiedzieli jak się nazywają!
Człowiek w koszuli w kratkę uśmiechnął się i kontynuował:
- Powinniśmy działać! Konspiracja i partyzantka! Wykończymy ich, wystarczy wierzyć w swoje siły! Zginiemy, ale pomożemy!
Ktoś zaczął klaskać. Reszta dołączyła i już po chwili oklaski roznosiły się po całej kamienicy. Nikt nie przejmował się godziną policyjną i krążącymi jak sępy Niemcami. Najważniejszy był duch walki.
Janas niespokojnie obracał pustą butelkę po wodzie mineralnej. Następnie pokazano twarz trenera niemieckiej drużyny, który skrzeczał coś niewyraźnie.
Pierwsza poważna akcja Polaków. Mężczyzna w czerwonej koszulce strzelił. Niestety, bramkarz Niemiec obronił, a wynik nadal pozostawał zerowy.
- Dawaj, dawaj! Dowal tym Szwabom! - Kowalski aż podskakiwał z podniecenia na fotelu i pił już trzecie piwo.
Komentator właśnie zachwycał się serią zwodów, jaką poczęstował przeciwnika Jeleń.
„Bardzo ładnie chłopcy pokryli zawodników niemieckich” – zadudnił ponownie Laskowski, na co Marek, który śnił o sztangach od dłuższej chwili zerwał się i zapytał:
- Kto kogo pokrył? Pokażcie!
- Synu! Tu się mecz gra! Zamknij się i oglądaj! – krzyknął Kowalski i zapatrzył się w telewizor.
Po pierwszej połowie brakło piwa.
- Szybko, uważaj! Nie spadnij ze schodów! – szepnął młodzieniec w garniturze do dziewczyny ubranej w białą, krótką sukienkę.
- Jacek, ale czy my naprawdę dobrze robimy?
- Asiu, nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze. – odparł chłopak i pomógł zejść dziewczynie. Pocałował ją w czoło i dodał. – Najważniejsze, że się kochamy. Wojna minie, a my będziemy szczęśliwi.
Asia uśmiechnęła się niepewnie do młodzieńca i podała mu rękę.
- Chodźmy. – powiedziała zdecydowanym tonem.
Przekroczyli próg kościoła. Ksiądz ubrany w sutannę przywitał ich serdecznie.
- Dobrze, że przyszliście. Musimy jednak uważać, drogie dzieci, noc jest niespokojna. Wasi świadkowie już są. – powiedział i uśmiechnął się pocieszająco. – No, chodźcie, chodźcie.
Para podążyła za duchownym w głąb kościoła. Zobaczyli, że przy ołtarzu siedzą już Kryśka i Jarek. Oboje machali do nich. Kryśka trzymała w ręku bukiecik stokrotek.
- Masz, panna młoda bez wiązanki, to prawie jak nie panna młoda! – podbiegła do Asi i wręczyła jej kwiaty.
- Możemy zaczynać? – zapytał ksiądz i przywołał do siebie młodych.
Asia i Jacek podeszli do ołtarza, trzymając się za ręce. Świadkowie stanęli za nimi.
Wielebny rozpoczął konspiracyjną ceremonię zaślubin.
Nie było tłumu gości, nie było rodziców, nie było kwiatów i pięknej sukni. Była jednak miłość.
Kiedy wymówili słowa przysięgi i kapłan uznał ich za męża i żonę, czuli, że są najszczęśliwsi na świecie.
Nie cieszyli się jednak sobą długo. Kilka dni później gestapo zabrało ich do obozu koncentracyjnego. Widywali się tylko przez metalową siatkę. Umarli z głodu, zmęczenia i tęsknoty.
Dziewięćdziesiąta druga minuta meczu. Błąd Dudki, strzał Nauvilla. Rozpacz Polaków. Łzy Boruca, który pokazał klasę na meczu. Płakał z bezradności.
Kowalski zacisnął ręce na fotelu i rzucił pustą puszkę przed siebie. Zaryczał ze złości i zerwał się z miejsca.
- Zośka, dawaj piwo. Albo nie, lepiej dzwoń po Staszka i Zenka. Szwaby nas ograły! Żeby ich drzwi ścisły!* - Kowalski miotał się po pokoju.
Marta i Grzesiek zerknęli na siebie z niepokojem. Matka rzuciła im uspokajające spojrzenie i sięgnęła po telefon.
Tej nocy znów młodzi Kowalscy zdobyli nowe siniaki i złe wspomnienia, a matka kilka dni później popełniła samobójstwo. Kowalski nigdy się nie opamiętał. Dzieci wyprowadziły się zaraz po uzyskaniu pełnoletniości. Nigdy nie wspominały ojca, ich potomstwo nie znało dziadka.
- Zbyszek, podaj piłkę! – mały chłopiec z mnóstwem piegów na nosie krzyknął do szczerbatego rudzielca.
Piłka poleciała w stronę bramki.
- Gooool! – chłopcy założyli sobie koszulki na głowy i obiegli całe boisko. Potem skoczyli sobie w objęcia.
- Jesteśmy mistrzami! Zbigniew Boniek i Grzegorz Lato zdobyli decydujący gol w meczu o mistrzostwo świata! – krzyknął rudzielec.
Reszta drużyny patrzyła na swoich kolegów z uśmiechem. Wygrali mecz o mistrzostwo osiedla!
Jeden z zawodników usiadł na trawie i zapatrzył się w niebo.
- Kiedyś wojna się skończy, a my zagramy w reprezentacji.
______
• To nie mój błąd, tak się naprawdę mówi, slang taki^^
• A co do komentarzy z meczu - siedziałam z kartką i spisywałam co zabawniejsze teksty komentatorów |
|
|
|
|
|