Mateusz
Dołączył: 05 Cze 2006
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pon 21:41, 05 Cze 2006 Temat postu: Raj znajdziesz za błekitem |
|
|
*
W zgiełku miasta i nieobecności zdarzeń zgubiła się w ślepej uliczce. Noc otuliła świat świetlistym księżycowym mrokiem, ale droga z powrotem zakręcała nagle za kamienicą i tam się kończyła. Wyjście nie istniało. Zaułek, ciemność i strach chłodu. Okna zbyt wysoko, by zapukać, pozamykane na kłódki lub zamurowane drzwi, tylko niebo nad głową, jedyne otwarte.
*
- Czy idziesz na autobus, tam gdzie ja? – zapytał.
Przytaknęła. Ucieszyła, że wyjdą razem, być może już po raz ostatni. Dobiegł do drzwi, otworzył je szeroko, by mogła przemknąć obok jego męskiej ręki. Zeskoczył wesoło ze schodków, zakręcił się wokoło, wyciągnął ku niebu dłonie i spojrzał na nią. Zatonęli w uśmiechach i radosnych okrzykach wolności.
Przeszli przez otwartą szeroko bramę, stamtąd już widać drogę i przystanek. Właśnie odjeżdżał jej autobus, kiedy opowiadali z fascynacją o swoich marzeniach. On. Artysta, fotografik. I ona. Srebrno oka.
- Świat jest pełen artystów, którzy nawet o tym nie wiedzą. Gdyby każdy spróbował odkryć w sobie ten pierwiastek piękna, na pewno znalazłby choć jego ślad. – rzuciła, patrząc na źdźbło trawy, które zerwała.
– Masz już portfolio?
– Bardzo profesjonalnie to ujęłaś.
Roześmiali się. Spoważnieli. I znów wybuchnęli szczerym śmiechem.
Rozmawiali, czas tak szybko mijał. Przejechał jeden, później drugi autobus, ale żaden im nie pasował. Wreszcie podjechał taki niebieski, z reklamą na szybach.
- Czy jedziesz ze mną?
- Nie, niestety. Tu będziemy musieli się rozstać.
Spojrzała mu w oczy, te błyszczące brązowe oczy. Spuściła wzrok na swoje źdźbło. Spojrzała w słońce, jak gdyby chciała sprawdzić, która godzina. I znów na niego.
- To... Do zobaczenia.
- Najlepszych wakacji pod słońcem i nad nim!
Pocałował ją w policzek i wskoczył do autobusu.
- Zaczekaj!
Ale już nie usłyszał. Drzwi zamknęły się za nim, a ona przez przyciemnione szkło zobaczyła już tylko zarys jego szczupłej sylwetki.
*
I mijały tak minuty...
Jedna.
Druga.
Trzecia.
Spojrzenie w niebo.
O! Zaszło chmurami.
Czwarta.
Piąta.
Szósta.
Spojrzenie w niebo.
O!
*
Wreszcie przyjechał i jej autobus. Wskoczyła do ciemnego wnętrza po trzech wysokich schodkach. Oparła się o poręcz i obracając między palcami swoje źdźbło, uśmiechała się do swoich myśli. Ale przecież tylu ludzi przechodziło obok. Ich twarze nie mogły umknąć jej oczom. Jakiś facet w białych butach i kobieta. O! Jak ładnie wygląda. Dwie wiolonczelistki. I facet w białych butach. Pani z zakupami w dwóch przepełnionych reklamówkach
i pan z czarnym parasolem. I facet w białych butach. Dlaczego się tak patrzy? Na źdźbło?
Usiadł. Niedaleko. Na-przeciw jej oczu. Oparł brodę na dłoni, a łokieć na poręczy przedniego siedzenia. I patrzył, ten facet w białych butach. Oczy niebieskie. Szary plecak. I białe buty.
Spojrzała na niego. Patrzył.
Odwróciła się. Patrzył.
Spojrzała. A on ciągle patrzył.
Spojrzała w niebo. Uśmiechnęła się, ale czuła, że ciągle na nią patrzy. Ten facet w białych butach.
Zamknęła oczy. Otworzyła. Spojrzała na niego i patrzyli w swoje oczy.
Odwrócił się.
Odwróciła się. A on znów patrzył.
Tylu ludzi w tym samym miejscu, w tym samym stanie autobusowym, a nikt nie dostrzegał ich spojrzeń.
Wysiadł.
I zniknął.
*
A niebo pozostało niebieskie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|